17 września 2013

Zakładka `ala embossing.

 Leżą ci u mnie takie trzy zakładki już prawie rok. Wciąż nie mogłam znaleźć na nie pomysłu. Aż wreszcie poczytałam o embossingu na gorąco, obejrzałam parę filmików na You Toubie, żeby wiedzieć o co chodzi. Nie powiem, żeby efekt mojej przygody artystycznej wyglądał rewelacyjnie, ale źle jak na moje oko też nie jest.

Przyznam szczerze, że chciałam osiągnąć efekt jak w tym filmiku. 



Trochę mi nie  wyszło... Głównie z winy braków sprzętowych. Niestety nie przewidziałam, że żelazko i suszarka sobie nie poradzą z pudrem do embossingu. Poratowałam się wypalarką do drewna z Lidla, ale niestety powierzchnia tego sprzęciku daleko odbiega od potrzeb. Zatem pani w czerni wygląda jak wygląda. Trochę lepiej poradziłam sobie z tą w bieli. Wzorek mniejszy, to jakoś ogarnęłam temat.
Kolejnym problemem są pudry i tusze, których ona używa. Niestety, w naszych sklepach internetowych znalazłam tylko kilka kolorów, i do tego pioruńsko drogich. Trzeba się było, ratować innymi sposobami.





















16 września 2013

No nie mogłam się powstrzymać! Tak mi się spodobało robienie ostatniej kartki, że usiadłam i popełniłam następną. To kolorowanie, stemplowanie... Ech, zdjęcia nie oddają uroku, niestety. Na żywo błyszczą się te moje cudeńka. Pierwszy raz moje  "dzieło" sprawiło mi tyle radości.
Nie wiem jak innym, ale mnie się podoba. ;)

Technika wykonania ta sama. Napis wystemplowany, a różyczki quillingowo zakręcone i popaćkane tuszem.  W środku, wklejona karteczka na życzenia, bo nie wiem jak na oryginalnej kartce upaćkanej farbą, będzie przyjmował się tusz z jakiegoś pisadła.





Małe zbliżenie na różyczki...







Tak się prezentuje karteczka od... tyłeczka ;D



Środek, bez karteczki...



... i z karteczką na życzenia.



I w całej okazałości.



Pozdrawiam cieplutko!




15 września 2013

Zmiany, zmiany.

 Jak w tytule. Same zmiany. W życiu prywatnym wiele się dzieje, na całe szczęście baaaardzo pozytywnie. Finał tych zmian w grudniu. :)
Póki co siedzę i wymyślam na frontach wszelakich. Zaczęłam od zmiany nazwy bloga i mojego pseudo artystycznego. Hihi. Jakoś ta Mała Mi nie leżała i nie należała do mnie. W duszy gra mi Nolanna i tak już zostanie.  Tak- teraz jest czas na chichot.
Ostatnimi czasy jednak przeglądam mnóstwo stron artystek wszelkiej maści. Decoupagowych, scrapbookingowych i mieszanych. Jakoś tak schyłek lata i jesień, zawsze mnie nastraja do zmian. I w moich pracach też te zmiany są widoczne.Jakoś tak zwykły decoupage mi nie wystarcza. I po prostu muszę zrobić mały skok w bok. ;D
 Tych co mnie znają, nie zaskoczy fakt, że szaleństwo to moje drugie imię. I tak na przykład mam zajawkę na niebieski. Wszystko mam ochotę malować na niebiesko, seledynowo i co tam jeszcze oscyluje wokół tych barw. I tak powstała ta kartka... Ale od początku.

 Szukając inspiracji, znów zainteresowałam się scrapbookingiem. Znów, choć prac moich w tej materii nie uraczycie. Jakoś tak nigdy nie mogłam się odważyć, brakowało mi przydasiów i pomysłu. Jednak obecne zmiany sprawiły, że zaczęłam na nowo drążyć temat. Szczęściem, że w internecie mnóstwo jest zdolnych kobiet, które swoją wiedzą dzielą się z takimi narwańcami jak ja. I tak napatrzywszy się na piękne zdjęcia, zdobyłam się na odwagę zmajstrowania czegoś swojego. 

Kartka, którą tu widzicie powstała, bo się naoglądałam na YouToubie kanału RachO113. Kobieta robi po prostu cudeńka. Ech... daleko mi do niej, ale cóż. Trzeba podejmować wyzwania. ;) Techniki jakie prezentuje z powodzeniem można wykorzystać na różnych materiałów, i myślę, że na kartce się nie skończy. ;)

Do pracy wykorzystałam farby, stempelki silikonowe, gumowe, tusze, dziurkacz w kształcie kwiatka, jednostronny papier do scrapowania. Ponadto, z ukrytych po kątach przydasiów miałam naklejki i ozdoby do paznokci, które mam w ilościach niemal hurtowych, z czasów gdy się zajmowałam ozdabianiem pazurków.

Pytanie tylko, czy publiczności kartka owa się spodoba? :)
























I środeczek.




Pozdrawiam serdecznie, tych nielicznych, którzy tu zaglądacie! :)

19 sierpnia 2013

Herbaciarka z przygodami

Mama ma kuchnię w nowych kolorach. Szarość. Wszędzie szarość!
Teraz jest faza na jej przełamywanie. A co pasuje lepiej do szarości jak nie czerwień. I na czerwony dodatek postanowiłam się szarpnąć dla rodziców.
Pierwotnie wieczko wyglądało inaczej. Było białe. Niestety piękna serwetka z francuskimi napisami i wzorami przy naklejaniu puściła taki zafarb na tę biel, że nijak - mimo usilnych prób - nie dało się uratować. I tak sobie leżało to pudełeczko i się namyślało, czy może oryginalny wzór będzie jednak się podobał właścicielce. Jednak doszłam do wniosku, że to ujma na honorze i trzeba poprawić.
I tak oto trafiła na wieczko przecudna parka retro. Lekko postarzona bitumem. Efekty oceńcie sami. ;)







22 lutego 2013

    Czasem nie robimy tego na co mamy ochotę. Prawda? Też tak macie? Ja czasami. I tak było w tym przypadku. Jednak finalnie wyszło to pracy na dobre.


Kilka dni przed Wigilią ubiegłego roku, koleżanka poprosiła mnie o szkatułkę dla znajomego dziecka. Ciężki miałam dylemat, gdyż moje prace zawsze robiłam dla dorosłych. A tu, takie wyzwanie. Więc szybko przywołałam wspomnienia, jak to się małą dziewczynką było, i czego najbardziej w świecie chciało.
Wyszło na to, że wróżki mi w głowie i róż. No, to wzięłam się do pracy i w jeden krótki wieczór popełniłam tę oto szkatułkę.


15 lutego 2013

Czasami człowiek musi... czyli repeta.


Jak mówi stare porzekadło - "czasami człowiek musi, inaczej, się udusi." I tak było w tym przypadku, wcale nieodosobnionym.
Znacie to uczucie, kiedy coś nam się spodoba tak, że nie daje nam spokoju godzinami, dniami czy latami? Ja znam. Bo tak właśnie było w przypadku tej serwetki ryżowej. Jakiś czas temu pokazywałam szafeczkę z motywem samolotów, którą zmajstrowałam dla mojego M. Ma ona już co najmniej dwa latka i jakoś tak mi przykro było patrzeć, że rodzeństwa jej brak. Chodziła mi po głowie alternatywa zrobienia z niej czegoś, jednak ni jak nie chciałam robić kolejnej szafki. Nie ze mną te numery - dwa razy to samo. O nie!

 I tak podczas trzytygodniowej kuracji antybiotykowej, w gorączkowych zwidach wykiełkował pomysł. Okazało się później, że całkiem nawet trafny. A było o czym myśleć, bo jak tu zrobić coś dla faceta, mającego bzika na punkcie samolotów, militariów itp. 
W pierwszym odruchu pognałam z zamówionym chustecznikiem do Najjaśnieszego, żeby dobrał sobie samoloty. I wtedy padło pytanie - "Czy Wy wszystkie musicie mieć, po milion pudełek na chusteczki ? "
Odpowiedź mogła być tylko jedna - "No raczej! Ale ten jest dla Ciebie. :) "

I tak przeforsowałam zamysł, na stare pudło a`la skrzynia. Miało wyglądać jak po zrzucie z samolotu, pływające gdzieś w oceanie albo morzu, a potem targane przez pustynię w żołnierskim worku i schnące w gorącym słońcu . Serwetkę ciężko było wpasować w to otoczenie, więc spróbowałam zrobić z niej wycinki, jak stare fotografie. Do tego przybiłam kute narożniki. 
A ponieważ naczytałam się o transferach, jakże ostatnio modnych w kręgach decou, musiałam pacnąć chociaż jeden. Wyszło kilka, gdyż natrafiłam na stare gazety z czasu 2 WŚ, i przemyciłam w sposób niekoniecznie przemyślany. Zapomniałam bowiem, że trzeba zrobić odbicie lustrzane. Ale co tam. Czasy wojny rządzą, się swoimi prawami. ;)
Grunt, że chustecznik się podoba. I jedyna poprawką jaka sobie zażyczył Jaśniepan, to flaga USA AF.


















A tak wyglądały eksperymenty z transferem wydruku z atramentówki, na mokrej fabie.
I pamiętajcie!!! Wydruk w lustrzanym odbiciu!!! 

















 Poniżej (powyżej też ;))zabejcowana mieszanką farby akrylowej i bejcy drewniana konstrukcja. Na to wcierana sucha farba akrylowa. Wszystko przetarte papierem ściernym , część na świecę. I wszystko znów gdzieniegdzie pobejcowane moją mieszanką.








14 lutego 2013

Babcina herbaciarka

Zimno, ciemno, spać się chce. Też tak macie??? No cóż, ja odliczam dni do wiosny. I tak, wiosennie dzisiaj będzie u mnie.
Herbaciarkę którą tu pokażę zrobiłam dla babci, z okazji 80 urodzin. Chciałam żeby miała coś innego, niż jej sąsiadki. I zrobionego specjalnie z myślą o niej. Niestety zaopatrzenie herbaciarki zrobiłam, już po zrobieniu zdjęć, ale musicie mi uwierzyć, że pachniało bosko. ;)
W środku także była dedykacja, ale w związku z tym, że zrobienie zdjęć oddałam w ręce mojego mena, który aż się do tego rwał, nie została uwieczniona. Niestety zdjęcia nie są w moim klimacie, ale przynajmniej ostrości i kolorków nikt im nie zabierze. ;) Może jak będę u Babci , w ferworze walki jeszcze ją ufocę?




 Szkatułka jak z reguły to bywa zakupiona została w Empiku. Tak samo jak i papier ryżowy z ptaszkiem. Co prawda miałam już taki na stanie z drewlandii, ale nie mogłam sobie odmówić tych piękności.  Dół pokryty farbą z próbki za 5 zł, jaką odkryłam w Obi. I chyba wybiorę się tam po jeszcze kilka, gdyż kolory moim zdaniem są nieziemsko pastelowe, a farba bardzo wydajna przy używaniu gąbeczek. I do tego świetnie kryje.
Góra została pomalowana lekko kremową farbą Heritage, a na to wilgotny papier.  Boki pocieniowane różową farbą w odcieniu zbliżonym do kwiatków. Kropeczki zrobiłam tymi samymi odcieniami na przemiennie, tzn. na niebieskim żółty a na ptaszkach niebieski . Ponieważ obrazek wydawał się trochę mało wyrazisty i 3d, podmalowałam leciutko niektóre kwiatuszki, listki i brzuszek ptaszka.
 W środku, na wieczku była dedykacja, a dół zostawiłam nietknięty ze względu na kontakt z żywnością.






Napis zrobiłam konturówką do szkła. Formatkę, pomalowałam żółtą farbą po całości. Potem przy użyciu patyczka i pasty postarzającej Heritage skrobałam napis. ;)










A gdyby ktoś pytał, to różyczki kupiła w Lidlu ku ozdobie wieczornej kolacji. A aniołka znalazła w sklepie z tanimi rzeczami moja psiapsióleczka. ;) I chwała jej za to! ;*

3 stycznia 2013

 Dzisiaj mnie natchnęło na przeglądanie starych zdjęć. Wśród nich znalazłam te dwie pracki. Jestem z nich dumna, bo od początku, do samego końca zrobiłam je sama. Całe pudełeczko jest zrobione z kartonu i paseczków papieru. Cudeńka goszczą w domu mojej psiapsiółki i mam nadzieję, że jej jeszcze służą.


Podstawę, czyli pudełeczko wykonałam jak za starych czasów na technice w szkole uczyli. Pokroiłam jakiś czarny kalendarz do scrapowania z Lidla, (scrapków nie umiem nadal zrobić, choć te cudownośći kradną moje serce). Nie jest imponujących rozmiarów, bo miało służyć do chowania malutkich cieni do powiek. Góra ozdobiona różyczkami. Wydawało mi się, że są piekielnie trudne do zrobienia, ale z czasem nabrałam wprawy i przy kawce i ulubionym serialu, wyprodukowałam iśćie hurtową ilość. Zamknięcie zrobione przy pomocy ozdobnego dziurkacza. Ponieważ kolorystyka miała odpowiadać upodobaniom, zaserwowałam tylko mały optymistyczny akcent w postaci serduszek. :)



Drugie pudełeczko też zawędrowało w prezencie, ale tu mogłam wprowadzić z lekka kolorków., Ale tonacja pozostała podobna. A żeby troszeczkę inaczej wygądało i siostrzyczki się nie kłóciły, że takie samo, na tym dodałam coś, co miało wyglądać jak manekin z sukienką. Wygląda? Uff... mam nadzieję, że tak. :)

A, żeby pokazać jeszcze coś quillingowego dodam kartkę. Ta wyjątkow podobała się mojej mamie, ale w wyniku niespodziewanej wizyty, ktoś inny został nią obdarowany. Ale o mamusi też pamiętam i muszę jej takie coś zdziałać.


Miłego wieczorka!